Tajniki dziennikarstwa, czyli wywiad z ciocią Kasią Bareją – wolontariuszką w Ognisku Mokotów

 
 
         Kasia, Małgosia i Patrycja z  Ogniska „Mokotów” chcąc poznać tajniki zawodu dziennikarskiego przeprowadziły wywiad z wolontariuszką Ciocią Kasią Bareją, która zawsze chętnie służy pomocą w odrabianiu lekcji z języka angielskiego. przyrody i języka polskiego. Ciocia Kasia lubi aktywnie spędzać czas wolny z dziećmi organizując gry i zabawy na świeżym powietrzu. A gdy za oknem robi się szaro, ponuro i deszczowo gra z dziećmi w gry planszowe. Dzieli się z nami wiedzą o świecie, dzięki niej poznaliśmy kulturę i obyczaje Kanady i Tajlandii. 
 
 
1. Co skłoniło Ciocię do zostania wolontariuszką w Ognisku Mokotów? 
 
Usłyszałam o Was od Cioci Ewy, która również pracuje jako ochotniczka w Ognisku, na Bielanach. Bardzo lubię dzieci, więc postanowiłam się do Was zgłosić. I już wiem, że w Ognisku szanuje się i lubi dzieci, a dzięki współpracy osób o różnorakich talentach funkcjonuje ono znakomicie.  Wierzę, że wystarczy w życiu dziecka, czasem niełatwym, choćby jeden serdeczny i wspierający dorosły, który w owo dziecko wierzy, żeby zdołało rozwinąć skrzydła w dowolnej dziedzinie. Chciałabym być dla Was jedną z takich osób. Pracując z dziećmi mam także okazję do żartów i zabawy.
 
2. Czy marzyła Ciocia kiedyś o zawodzie nauczyciela?
 
Nie marzyłam o zostaniu nauczycielką, ale lubię dzielić się tym, czego się nauczyłam i co może innym ułatwić życie. A zatem z przyjemnością zachęcam dzieci do czytania, zdarza mi się także uczyć angielskiego i hiszpańskiego, nauczyłam parę osób pływania, gotowania, tańca. Warto stawać się sprawniejszym i mądrzejszym niż się było nawet parę miesięcy temu, toteż sama uczę się nowych rzeczy ile wlezie! O ile lepsze, bogatsze i ciekawsze staje się życie, gdy chłoniemy mądrość innych ludzi i zdobywamy nowe umiejętności. Możemy rozwijać nasze talenty, a dzięki temu znaleźć fascynujący zawód, podróżować, ciesząc się sobą i swoim życiem.
 
3. Jakie Ciocia miała marzenia, gdy była w naszym wieku?
 
Chciałam zostać podwodną przyrodniczką, ale chociaż lubię pływać, to trochę boję się rekinów. Rozważałam zostanie aktorką i grałam w młodzieżowym teatrze Ochoty, pod kierunkiem państwa Machulskich, rodziców znanego reżysera, Juliusza. Nie zostawszy aktorką, studiowałam filmoznawstwo. Na emigracji okazało się, że skutecznie pomagam innym i poszłam na kolejne studia, pracy socjalnej i psychoterapii, żeby rozwijać owe umiejętności. A teraz marzy mi się, by przydać się Wam.I Polsce, za którą bardzo tęskniłam.  
 
5. Jakie są Cioci ulubione zwierzęta? Czy ma Ciocia zwierzęta w domu? 
 
W domu nie, ale za oknem: sikorki i szczygły, które dokarmiam zimą. Mam też chyba dżdżownice, w ziemi na działce. I mam jakiegoś niezydentyfikowanego, zwierzaka, który wykopuje kompost spod krzaków. Nigdy go nie widziałam, może to niedźwiedź? W Kanadzie niedźwiedzie wyjadają resztki ze śmietników… Lubię koniki morskie, wydry, wiewiórki i szopy pracze, czyli zwierzęta, które lubią harce. Uważam, że poza psami i kotami, zwierzęta zasługują, by żyć na wolności. Sama nie chciałabym tkwić uwięziona całe życie w klatce i nieustannie podglądana przez jakiegoś szympansa czy innego kosmitę… 
 
6. Czy opowie nam Ciocia o swoim ojcu Stanisławie Barei, który wyreżyserował wiele polskich filmów i seriali? 
 
Tata bardzo lubił dzieci. Uczył mnie i brata pływać, czytać, jeździć na rowerze, chodził z nami do kina Iluzjon na filmy Disneya. Wymyślał i rysował historyjki o mnie i moich bajkowych przygodach, gdy chodziliśmy na spacery. Pisał wierszyki, rysował historyjki obrazkowe. Był chłopakiem z Mokotowa, tak jak Wy w Ognisku przy Grottgera, mieszkał z rodzicami tuż obok,  przy Sieleckiej, chodził do kościoła przy Chełmskiej, jeździli na majówki nad jeziorko Czerniakowskie. Już jako chłopiec miał masę fantazji i dokonywał licznych psikusów. Aż strach opowiadać, żeby Wam się też nie zachciało ;-). No, może kiedyś opowiem… Jako dorosły człowiek też był pomysłowy i w naszym segmencie na Mokotowie bywało bardzo wesoło. A gdy wyjeżdżałam na wakacje, to pisywał zabawne listy, wymyślając bajki o tym, co się niby stało podczas mojej nieobecności. Oto jeden z takich opisów dla siedmioletniej wówczas Kasi: 
Kochana Kasiu!
Pamiętasz ten wielki dźwig budowlany postawiony koło nasze ulicy tuż przed Twoim wyjazdem? Od rana kiedy go zobaczyłem pomyślałem, że on coś wróży.  I rzeczywiście!  Nie minęło 10 dni od tego pomyślenia, kiedy obudził mnie o godz. 9 rano (ja teraz wstaję trochę później, bo nikt mnie rano nie męczy o historyjki) straszliwy huśt.  Po prostu cały pokój huśtał się jak najordynarniejsza karuzela na chwilę przed startem.  Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że patrzę na Ul. Fitelberga z wielkiej wysokości rzec można i z okien samolotu.  I było tak w pewnym stopniu, gdyż po chwili zrozumiałem co się stało.  Otóż dźwigowy tego wielkiego dźwigu pan Anatol Wielkokropowiecki przez pomyłkę złapał nasz segment za komin hakiem swego dźwigu i uniósł do góry.  Krzyknąłem mu ostro: “Proszę natychmiast postawić nasz dom na swoim miejscu!” Ale przerażony swym gapiostwem pan Anatol jeszcze bardziej się zagapił i zamiast nacisnąć kierownicę dźwigu żeby nas opuściła, nacisnął kierownicę tak, że dźwig zaczął się kręcić jak karuzela, a nasz dom niby konik karuzelowy wirował coraz szybciej i wyżej. Lina, na której dyndaliśmy nie była zbyt mocna, więc pękła i nasz domek z rozpędu puścił się w przestrzeń kosmiczną i niby księżyc zaczął wirować dokoła kuli ziemskiej. Oblatywaliśmy całą ziemię w godzinę, a jak dobrze poszło to i w 45 minut.  Świat wyglądał z góry bardzo ciekawie, mały Jasio klaskał w łapki z uciechy, a kiedy przelatywaliśmy nad Orawką, próbowałem Ci zrzucić gumę do żucia – niestety jednak było pochmurno i nie moglem dobrze wycelować. Więc tak latamy, latamy, ale trzeba w końcu wracać na ziemię, bo w tym kosmosie strasznie nudno i zimno. Troszkę zabawy było z tym, że tam w górze nic się nie waży. Najgrubszy czlowiek jest lżejszy od puchu i może fruwać po mieszkaniu jak mucha i jak mucha łazić po suficie. Ale przecież i to się znudzi. Więc zaczęliśmy rozmyślać, jak wrócić na ziemię, bo przecież żadnego hamulca nasz latający domek nie miał. Na szczęście były Twoje magnesiki od gry w rybołowy. Zrobiliśmy długaśne wędki, a dalejże łapać ziemię na wędkę. Staraliśmy się złapać ziemi w okolicy naszego domu bo głupio by było gdybyśmy wylądowali w Afryce, prawda? Po jakimś czasie wędka chwyciła i zaczepiliśmy się o siatkę ogrodzenia naszego ogródka. Dom zacząl się szybko opuszczać, aby zaś się nie rozbił, trzymałem w roli spadochronu parasolkę Anki i tak powoli opadliśmy na stare miejsce. Dom aż sapnął z uciechy, bo żaden uczciwy budynek nie lubi latać po niebie i zapuścił korzonki, żeby więcej nie być narażonym na taką podróż. Potem przyszedł p. Anatol dźwigowy i bardzo nas przepraszał i dał na przeprosiny 2 kilo ryb co je wyłowił swym dźwigiem z Wisły (bo on w niedziele jeździ tym dźwigiem nad wod i używa go zamiast wędki). Od tego czasu jeździmy zamiast domem naszym samochodem, bo jest już nareperowany i czeka na Ciebie tak jak czekają niecierpliwie Twoje lalki, misie, zabawki oraz ja Staszek, który Cię całuje i zasyła uklony dla babci Wandzi
 
7.  Czy grała Ciocia w filmie? Jeżeli tak, może nam Ciocia opowiedzieć o swoich wrażeniach. Czy była trema? Jak wspomina Ciocia spotkania ze sławnymi aktorami?
 
Statystowałam w kilku filmach taty, najpierw jako przedszkolak, później jako nastolatka w „Nie ma róży bez ognia”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, w „Misiu”, w „Alternatywach 4”.
Miałam tremę wobec znanych aktorów, a gdy w rólce sekretarki na komisariacie postanowiono, że zapalę papierosa, tata burknął: „Tylko się nie zaciągaj” – co mnie jeszcze bardziej wystraszyło – zauważy, że jednak się zaciągam, czy nie ;-)?Byłam nastolatką i podpalałam po kątach… Gwoli ścisłości, palenie rzuciłam wiele lat temu i dobrze mi tak.
 
8.  Wiemy, że Ciocia mieszkała przez wiele lat w Kanadzie, co by Ciocia przeniosła
 do Polski? 
 
Przeniosłabym kolibry! W Kanadzie klimat jest mroźniejszy niż w Polsce, a jednak te maleńkie, kolorowe ptaszki przylatują latem do ogrodów i spijają nektar z  kwiatów. Przeniosłabym też chimpunki (wym. Czipmanki) ni to chomiki, ni wiewiórki, urocze zwierzątka mieszkające w norkach, ale wspinające się na drzewa. Spotykałam w parkach oswojone chipmunki, które podbiegały po orzechy niczym wiewiórki. Z Kanady przeniosłabym wszechobecną uprzejmość, życzliwość, pogodę ducha. Kanadyjczycy, czasem określani nieco kpiąco jako ‘sweet Canadians’ są mili, pomocni i chętnie widziałabym na ulicach Warszawy więcej tak uśmiechniętych, pogodnych osób. Bardzo lubię przychodzić do Ogniska, gdzie wszystkie dzieci i młodzież energicznie i wesoło witają każdego wchodzącego. Mogę bez końca, z radością odpowiadać na wszystkie kolejne „Dzień dobry ciociu!”.
8.Jak Ciocia wspomina pobyt w Kanadzie? Co tam się Cioci najbardziej podobało? Kanadę wspominam z wdzięcznością. To piękny kraj, pełen zacnych ludzi, otwarty na emigrantów, którzy pragną ją budować. Daje możliwość pracy, godziwego zarobku i… mieszkania wśród swoich, jeśli chce się pozostawać w kręgu polonijnym, bo mieszka tu masa Polaków. Oczywiście, podstawą funkcjonowania w Kanadzie jest dobra znajomość angielskiego, dlatego… polecam swe usługi w nauczaniu tego języka.Korzystajcie, bo nigdy nie wiadomo, gdzie będziecie chcieli mieszkać jako dorośli, a może podróżować po świecie lub mieć dodatkową szansę na ciekawą karierę w Polsce. 
 
9. Jakie książki Ciocia lubi czytać? 
 
Cenię książki, które pozwalają cieszyć się fantazją, poczuciem humoru i filozofią pisarza, np. „Świat Dysku” Terry’ego Pratchetta. Pasjonuje mnie „Potęga teraźniejszości” (stawiam na „Tolka”, Eckharta!), której autor ukazuje, jak sobie radzić z zadawnionym cierpieniem i jak dzięki uważności można nauczyć się skupienia na pięknie chwili teraźniejszej, zamiast gmerania w przeszłości, której i tak nic już nie wróci lub zamartwiania przyszłością, co do której i tak nie wiadomo, jaka będzie. Od lat studiuję także „Kurs Cudów”, wymagający codziennych ćwiczeń, ale że macie szkołę, to na razie jej Wam nie polecam. Bardzo lubię książki dla dzieci, bo te mądrze i z szacunkiem wobec czytelników napisane nigdy się nie starzeją. W sposób pozbawiony nudnego dydaktyzmu mówią o tym, co w życiu ważne: przyjaźń, przyzwoitość, odwaga, przygoda: „Kubuś Puchatek”, „Podróże Pana Kleksa”, „Wielka, większa, największa”,„Dzieci z Bullerbyn”, „Przygody Tomka Sawyera”, „Hobbit, czyli tam i z powrotem”, „Rekreacje Mikołajka”, „Panna z mokrą głową”, bajki: „Marcin spod dzikiej jabłoni”, „Gałązka z drzewa słońca”, „Opowieści Szidikura” i wiele innych.
 
 
Dziękujemy za rozmowę.                                                     
Kasia 
Gosia 
Patrycja
Ognisko”Mokotow”